Turystyka to ta część gospodarki, która ucierpiała najbardziej podczas pandemii koronawirusa i można powiedzieć, że cierpi do dziś. Zamknięte lotniska, zamknięte granice, strach przed chorobą – to wszystko sprawiło, że z dnia na dzień branża znalazła się na skraju bankructwa, a wiele osób straciło pracę. Biura podróży w czasie koronawirusa są albo zamknięte albo pracują sporadycznie, często zdalnie.
Zleceń jest niewiele. Sytuacja nie jest wciąż opanowana, zamykane są ponownie kolejne kraje, wprowadzane są dodatkowe restrykcje. Branża turystyczna, mocno rozpędzona, przez ostatnie lata była zupełnie nieprzygotowana na krach, który nadszedł początkiem kwietnia. Najgorsze jednak przed nami. Nikt nie wie jak sytuacja będzie wyglądać w dłuższej perspektywie. Nawet jeśli lotniska będą działać normalnie a granice będą otwarte jest szereg pytań, na które odpowiedzi nie znamy. Czy ludzie będą mieć pieniądze na wycieczki zagraniczne? Czy nie będą bali się podróżować do odległych krajów? Jak będę kształtować się ceny wycieczek, wczasów i turnusów?
Jak mówi zaprzyjaźniony pracownik biura podróży, branża jest na skraju całkowitego krachu. Wiele osób, od lat związanych wyłącznie z turystyką, nie potrafi odnaleźć się w innej branży i innej pracy. Ich poczucie stabilizacji i spełnienia zawodowego zostało mocno zachwiane. Nikt nie spekuluje nawet na temat jutra.
Biura podróży w czasie koronawirusa to największa ofiara epidemii. Nie pomagają bony turystyczne wprowadzone przez rząd. Dają one jedynie możliwość podróżowania na terytorium kraju, a nie jest tajemnicą, że biura podróży utrzymują się głównie z zagranicznych wycieczek i wczasów. Najpopularniejsze kierunki ostatnich lat to: Hiszpania, Grecja, Portugalia, Francja czy Karaiby. Bez takich zleceń, również tych ekskluzywnych jak Wyspy Zielonego Przylądka czy Oman, biura nie będą mogły wrócić do swoich poprzednich dochodów i utrzymać swoich pracowników czy agentów. A nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja diametralnie miała się zmienić do końca bieżącego roku.
